WHAT IF? JAK ZAPROJEKTOWAŁAM PLAC WE WROCŁAWIU
Plac Nowy Targ.
Pierwszy plac młodego Wrocławia, zalążek miasta, od którego ulice tyczone są ku kościołowi, nowemu rynkowi, rzece, po dwie z każdego narożnika prostopadle do siebie. Wyobrażam go sobie w poklatkowym filmie – stopy i kopyta mieszające plastyczną madę rzeczną, rosnące wokół drewniane domy rysujące pierzeje, mnożące się między nimi namioty, płachty i wozy. Drewniany bruk utwardza klepisko. Drewniane domy kruszą się jeden po drugim, zastępowane przez wąskie i smukłe kamienice z gotyckiej cegły. Obok już rosną tynkowane renesansy, zdobione baroki i to je rysuje Friedrich Bernhard Werner. Fontanna boga mórz pojawia się pod koniec XVIII wieku. Zdjęcia wykonane sto lat później pokazują plac brukowany granitem, mieszczański i elegancki. Przez setki lat nie zmienia się jedno: w dni targowe Neumarkt jest pełen ludzi, napięcia, życia, hałasu. Trudno się przecisnąć do pawilonów i kramów. Konie, gęsi, słoma, martwe zające, kwiaty, ceramika z Bunzlau, chleb, ciepła zupa – jest tu wszystko. Początek XX wieku przenosi codzienny handel do nowowybudowanej hali targowej, a południowa pierzeja, po wyburzeniu kilku kamienic, zostaje zdominowana przez gmach dzisiejszego Urzędu Miejskiego. W 1941 roku pod Neumarkt zbudowano schron przeciwlotniczy.
Koniec drugiej wojny światowej obraca Breslau w perzynę. Nowy Targ otaczają wypalone kamienice nienadające się do odbudowy. Ciało boga mórz znika, ziemię z wykopów pod schron porasta komosa, świat się kończy.
I świat się zaczyna.
Jest takie lotnicze zdjęcie, które mnie wzrusza. Pokazuje wnętrza budynków, pustych pudełek bez pokrywek. Krajobraz, który nazywamy księżycowym – pełen ostro zarysowanych kształtów i wyraźnych cieni, bez śladów życia.
I nagle w centrum zdjęcia, w większym niż budynek wnętrzu, odczytujemy organiczny kształt ścieżki wydeptanej ludzkimi stopami. Jednej, drugiej. I zaraz dostrzegamy ludzi gromadzących się jak mrówki przy odbudowie mrowiska.
Życie i handel na targowisku, na pylistej, porastającej efmerydami ziemi trwa do lat 60tych XX wieku. Projekt odbudowy Nowego Targu zakładał odbudowę budynku z 1914 roku, modernistyczną zabudowę mieszkaniową w pierzei północnej, zachodniej i wschodniej, komunikację tramwajową i samochodową na linii południe – północ oraz częściowe odtworzenie funkcji placu jako miejsca spotkań wokół wyeksponowanej fontanny i miejsca handlu na powietrzu pod trwałym zadaszeniem. Nowością było wprowadzenie zieleni komponowanej na siatce nawiązującej do podziałów „nowych kamienic” i zastosowanej w projekcie nawierzchni placu. Na początku lat 70tych wszystko było z grubsza gotowe.
Nie zrealizowano pomysłu odtworzenia fontanny ani budowy pawilonów handlowych.
Wkrótce okazało się, że architektura to nie urbanistyka – zmiana funkcji zabudowy Nowego Targu z usługowej na mieszkaniową wymiotła codzienność z tego miejsca. Plac stał się pustą, niewykorzystaną przestrzenią w centrum miasta. Brak cienia, miejsc odpoczynku, wypaczające się betonowe płyty nawierzchni nie zachęcały do spędzania tu czasu.
Wydawałoby się, że w świetle świadomości, „co poszło nie tak” warunki i wyniki konkursu architektonicznego na rewitalizację Nowego Targu wyłonią koncepcję odpowiadającą na potrzebę czasu, miastotwórczą, w ludzkiej skali. Niestety. Oglądanie prac konkursowych najeżonych latarniami zamiast drzew, metalem i szkłem to wgląd w antyutopię.
Projekt rewitalizacji opierał się na wynikach konkursu. Schron zamieniono na parking podziemny, wymieniono nawierzchnię na granitowe płyty i bruk, a dookoła centrum placu ustawiono kamienne ławki – katafalki czekające na Neptuna lub cokolwiek mokrego. Czarno – szaro – szara siatka nawierzchni porządkuje przestrzeń, jest jak dno pudełka wyścielone eleganckim papierem.
I wszystko byłoby ok, gdyby nie duża pojemność cieplna granitu, dzięki której plac stał się symboliczną patelnią Wrocławia, pustą i w letnie gorące dni, i w zimie, kiedy wiatr hula po całości, a bruk lodowacieje. Może nie chodzi tylko o to. Pytanie, jak udało się zabić energię miejsca tak pełnego życia, do którego życie wracało spontaniczne, wisi w pustce. Zazielenienie placu Nowy Targ to wyzwanie. Ostatnio był zielony w XII wieku.
Spośród słów, którymi opisano Nowy Targ, wybieram:
Woda, tęsknota za fontanną i chłodem.
Energia Słońca, spotkań, handlu, ludzi.
Gleba. Rzeczna mada, widoczna nawet w wykopie pod schron, wywieziona dopiero podczas budowy podziemnego parkingu.
Wymiana towarów na pieniądze, uścisków dłoni, spojrzeń.
Nasiona. Sklep nasienny na zachodniej pierzei był hitem wśród działkowców.
Tippelmarkt, czyli część targowiska z ceramiką z Bunzlau.
Patrzę z góry, jakimi ścieżkami poruszają się ludzkie mrówki. Najszersza prowadzi wzdłuż przekątnej placu, z południowego zachodu na północny wschód. Przed budynkiem urzędu ścieżki krzyżują się. Mało kto wchodzi między drzewa. Tak myślę, ale jak się tego dowiem? Najlepiej patrząc dronem, w śnieżny dzień. A jeśli będzie odśnieżone? Albo posolone? Myślę, że na potrzeby projektu można plac pokryć piaskiem i zobaczyć w nim te wyszurane ścieżki.
Ścieżki są ważne, reszta utwardzonych nawierzchni zbędna. Nie chcę ich rozebrać, bo szkoda tych zamienionych w płyty i kostkę gór, a drzew i tak nie posadzę, bo parking. To znaczy mogę je posadzić, to żadna sztuka. Sztuką byłoby ich utrzymanie do dojrzałości. Nie chcę męczyć drzew, nie mam zamiaru ich instrumentalnie wykorzystywać.
Wykonuję instalację: obrzeża rabat, wyznaczone prostoliniowo albo organicznie. Obrzeża są
z wałków maty kokosowej wypełnionej piaskiem.
Teraz czas na drenaż i glebę, żyzną i ciemną. Nie będę testować wytrzymałości stropu. Nie więcej niż 20 – 30 cm nadsypu.
Zanim ją uprawię, potrzebna będzie woda. Prosto z chmury, która zawiśnie nad placem.
Na pewno umiemy skonstruować lub wydrukować taką chmurę. Ta idealna jest z plątaniny szklanych kapilar, które zasysają wodę z podziemnego zbiornika bez nakładu energii. Wodę
w rurkach wprawiają w ruch siły adhezji, kohezji i parowanie z końców kapilar, jak
w korzeniach, łodygach i liściach.
(drobne wyjaśnienie: adhezja to zdolność przylegania cząsteczek cieczy do ścian naczynia,
w którym się znajduje. W wąskich naczyniach – rurkach kapilarnych, niewielkich przestrzeniach w glebie, elementach drewna roślin – siła adhezji przewyższa siłę grawitacji, dzięki czemu woda „wspina się” po ściankach naczynia.
Kochezja to zjawisko wzajemnego przyciągania się cząsteczek cieczy. Dzięki niej woda skupia się w krople, a będąc w wąskim naczyniu i ulegając adhezji „podciąga się” w nim do góry.
Parowanie na końcu rurki (kapilary szklanej, glebowej, szparce liścia), czyli ubywanie tam cząsteczek wody, „robi miejsce” dla kolejnych jej cząsteczek.
Ten mechanizm, wykorzystujący siły fizyczne i nie wymagający nakładu energii, jest szeroko wykorzystywany w przyrodzie. Dzięki niemu rośliny pobierają wodę z gleby, transportują sole mineralne, utrzymują jędrność, chłodzą swoje ciało i otoczenie, gleba dostarcza im wody, pająki tworzą lepkie sieci, gekony spacerują po pionowych ścianach, a bakterie przywierają do konkretnych komórek).
Mogę sobie wyobrazić wiele innych rodzajów chmur: z polipropylenu, włókna szklanego,
z zamgławiacza. Ważne, żeby zasilająca prysznic energia pochodziła ze Słońca.
Jest Woda – chemicznie czysta. Jest Gleba. Jest Energia i jej Wymiana. Czas na Nasiona, które rzucam w Glebę i czekam, aż wyrośnie…
Zboże. Łąka. Słoneczniki. Ziemniaki. Komosa i inne rośliny ruderalne.
Plac wraca do swoich początków.
Bo ten projekt to efemeryda, instalacja, oczekiwanie na przyszłość, w której ludzie wrócą na plac i zasilą go swoją energią.
(Pod istniejącymi drzewami będzie leśna trawka i trochę więcej drzew, młodych i wiotkich jak te, które wyrastały na ruinach Breslau: osik i białych topoli. W centralnej części placu, w jednej z rabat, można urządzić coś w rodzaju lapidarium pozostałości fontanny Neptuna, skomponowanego wokół przezroczystej rury – osłony dla wiązki kapilar, prowadzących wodę do chmury.)
I taki to będzie Nowy Targ, którego nie będzie, a mógłby być.
Grafiki stworzyła Ania Kwiecień. Historyczne zdjęcia pochodzą z www.polska.org